To było dawno, bardzo dawno temu, tak dawno, że zwątpiłam, jakoby się zdarzyło, a jednak. Chodziliśmy do tego samego przedszkola, w tym czasie jeszcze nie zadzierzgnęła się przyjaźń między nami. Edek nosił czarną klapkę na lewym oku, ale w tym wieku nie zastanawiało mnie to. Przecież konie, te dorożkarskie, też miały klapki na oczach… na obydwu.
Po wakacjach spotkaliśmy się w szkole. Była to szkoła dla dziewcząt – 40 dziewuszek i jeden chłopczyk. Edek, z powodu czarnej klapki na lewym oku był wyjątkiem. Mieszkał na sąsiedniej ulicy i przechodził do szkoły koło mojego domu. Spotykaliśmy się na trasie. Jeśli szłam przed nim wołał mnie swoim donośnym, lekko piskliwym głosem. Jeśli to on szedł przede mną odwracał się co chwila w oczekiwaniu, że nadejdę.
Rozmawialiśmy, bardzo dużo. Rozmawialiśmy, bardzo poważnie. Często zostawaliśmy po lekcjach w klasie, dopóki nie przegoniła nas pani woźna, czasami całą godzinę lekcyjną. Albo chodziliśmy ulicami. Rozmawialiśmy, o czym? Edek był inteligentnym, nad wiek rozwiniętym, oczytanym dzieckiem z bujną fantazją. Marzył, żeby polecieć w kosmos, o którym niezwykle dużo wiedział. Sekundowałam mu. Myślami, planami sięgaliśmy krańców wszechświata.
Był pogrobowcem – czy słyszał w łonie matki strzał, czy wstrząsnął nim spazm jej rozpaczy? Była wojna, jego ojciec był oficerem AK. Nie rozmawialiśmy o tym. Nie rozmawialiśmy o nowotworze, który już w pierwszym roku życia odebrał mu oko, a w wieku jedenastu lat – życie. Pozbawiając mnie przewodnika po wszechświecie.
Życie mijało, kosmos z każdym dniem oddalał się ode mnie. Kilka lat temu jeden z kolegów wysłał na mailową listę dystrybucyjną, obejmującą koleżeństwo naszego rocznika studiów, link do publikowanych przez NASA najnowszych zdjęć wszechświata. Począwszy od dalekich galaktyk, poprzez mgławice, inkubatory nowych gwiazd, do zorzy polarnej na firmamencie. I w regularnych odstępach czasu podsyła nam kolejne linki.
Kosmos powrócił do mnie.
P.S. Dziękuję ci Andrzeju za te wieści z wszechświata.